wtorek, 14 sierpnia 2012

Piesza wyprawa z psem (relacje)

Lokalizacja: 48, 26-804, Polska
Było ciężej niż się spodziewałam i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale mimo wszystko było warto!

Warto wyjechać z miasta i znaleźć miejsca gdzie można być sam na sam z własnym psem! :)

Jak pisałam w zapowiadającym poście, taka wędrówka marzyła mi się od dawna, ponieważ dla mnie nie ma nic przyjemniejszego jak urlop który mogę spędzić wspólnie z Teslą.

Plecak jest! Namiot jest! Prowiant jest! Mapa jest! Dobry nastrój i mokry psi nos na przedzie - można wyruszać!!!

Jednak już po pierwszych kilku kilometrach - pierwsze problemy, a mianowicie zielony szlak który nas kierował, w pewnym momencie się urwał. Pierwsze większe skrzyżowanie leśnych dróg i żadnych oznaczeń. Szczęście w nieszczęściu napotkaliśmy na swojej ścieżce bardzo sympatycznych miejscowych, którzy podpowiedzieli nam jak się kierować do naszego następnego punktu. Dobrze, że oprócz mapy mieliśmy jako taki opis trasy, który wyznaczał charakterystyczne punkty wędrówki.

W lesie była odpowiednia temperatura, więc szło się dosyć dobrze.



Przyznam, że las był wyjątkowo piękny. Na swojej trasie mogliśmy napotkać piękne okazy 150 letnich drzew. Gdzieniegdzie przemykające wiewiórki skaczące na gałęziach, co mnie cieszyło, ponieważ ja nie chciałam spotkać żadnej większej zwierzyny, ze względu, że nie wiedziałam, jak Tesla na większe stwory zareaguje, a i sama przyznam, że nie czułabym się komfortowo ;) Jedyną otuchą był dla mnie mąż u boku i gaz pieprzowy w plecaku.


Pierwszy dłuższy przystanek był przy okazji zrobienia drobnych zakupów. Mój mąż uwielbia w takich niewielkich sklepikach kupować lokalna orenżadę, którą nie jest tak łatwo w wielkomiejskich supermarketach :)


Widoki były zdecydowane niecodzienne. Piękne przestrzenie, a w zasięgu promienia kilku kilometrów żadnej żywej duszy. Idealny odpoczynek od pełnej ludzi stolicy. Nie wspominając o cudownym świeżym powietrzu!



Innym rzadkim widokiem jest zobaczenie w dzisiejszych czasach oranie pola za pomocą pługa 'napędzanego' za pomocą nie siły koni mechanicznych a siłami natury czyli prawdziwego konia pociągowego :) 




Trudniejszymi odcinkami były momenty, w których musieliśmy przejść przez wieś. Gdy tylko przekroczyło się granice pierwszych gospodarstw, miejscowe burki podnosiły wrzawę na całą okolicę. Na szczęście Tesla zmęczona wędrówką nie reagowała na każde, zaczepki, jedynie na te wywołane przez większe psy.


Następny przystanek zrobiliśmy na niewielkiej polanie z wysoką trawą, gdzie Tesla szalała jak w śnieżnym puchu, przedzierając się przez źdźbła i kąsając je od czasu do czasu. Mimo, że my rozwinęliśmy karimaty i położyliśmy się aby wyciągnąć nasze kręgosłupy, to Tesla nie zamierzała nic a nic odpoczywać, hasała jak szalona! :) 


Przy innym sklepiku przywitał nas przesympatyczny kundelek, któremu nasza sunia bardzo przypadła do gustu. Mnie za to zaczepiła gospodyni, która zachwycała się Teslą i opowiadała, że ma takiego samego czarnego labradora. Pytała czy nie zatrzymujemy się na dłużej bo chętnie by go przyprowadziła, aby psiaki się razem pobawiły :)


Zaplanowaliśmy, że przycumujemy około godziny 18:00 aby jeszcze za widna rozbić namiot. Przystanek zrobiliśmy jednak nieco później ponieważ ja upierałam się aby znaleźć miejsce na nocleg poza granicami lasu, wolałam spędzić noc na łące.



















Aby móc swobodnie zająć się rozkładaniem namiotu, musieliśmy 'przypalikować' naszą holenderską czarna krówkę ;) Przed wyjazdem kupiłam specjalny sprzęt, który przyznaję, że jest bardzo porządny i sprawdza się dobrze, a kosztował jedynie 17 zł


















Wraz ze zmrokiem zaczeły się nowe problemy. Mojego męża zaczęły bardzo boleć plecy i kark, tak więc szybka kolacja i położyliśmy się spać. Niestety gdy tylko ucichliśmy Tesla zaczęła bać się ciszy. Szczekała i chciała się wydostać z namiotu. Widziałam, że była bardzo zmęczona bo zamykały jej się oczy ale jednak czujność nie pozwalała jej zasnąć. Po pewnym czasie w końcu się udało.  Zasnęliśmy!!! Jednak sytuacja powtarzała się jeszcze kilka razy w ciągu tej nocy. Tesla budziła się i szczekała przestraszona.

















Mnie rano obudził bolący pęcherz. Nie mogłam dalej spać, wzięłam Nospę, ale niestety miałam tylko dwie tabletki. Nie mogąc wyleżeć chciałam zebrać się jak najszybciej i dojść do jakiegoś miasteczka i poszukać apteki. Na szczęście po śniadaniu gdy spakowaliśmy ekwipunek i ruszyliśmy w dalszą drogę, oboje poczuliśmy się znacznie lepiej. Dodatkowo na duchu podniósł nas piękny jeszcze piękniejszy widok niż widzieliśmy dotychczas. Wiejska sceneria była jeszcze bardziej urokliwa, a dokoła tylko ujmująca przyroda.

Tesla jako pies miejski mogła pierwszy raz zobaczyć nowe stworzenia inne niż psy czy koty. Na swojej drodze mogła zobaczyć kozy, krowy czy bociany, co bardzo ją ciekawiło. Nie wiem jakby to się skończyło gdyby była luzem, jednak nie chcieliśmy ryzykować.

















Kolejny przystanek - kolejna oranżada :)


















Z kolejnymi godzinami, zaczęło wracać zmęczenie. Maćka znów dopadł ból w plecach, a mi znów odezwał się pęcherz. Dalsza część trasy przebiegała wzdłuż ruchliwej ulicy, a żar z nieba nie ułatwiał pokonywanie kolejnych kilometrów. Marzyłam aby dotrzeć do Białobrzegów, bo liczyłam, że tam znajdziemy aptekę. Niestety była niedziela i jedyna czynna apteka była otwarta do godziny 12:00, a my do miasta dotarliśmy około 1:30. Przycupneliśmy w knajpce zjeść obiad. Tesla słysząc hałas miasta położyła się pod stolikiem i w końcu mogła spokojnie zasnąć :D



Podczas posiłku zaczęliśmy się poważnie zastanawiać co dalej. Była to połowa trasy za nami, jednak nasz bagaż nas dosłownie przytłoczył i zamiast przyjemnej wędrówki zaczęliśmy poważnie cierpieć. Rozważaliśmy, że może zagryziemy zęby i damy radę zrobić jeszcze część zaplanowanej trasy. Niestety wiązałoby się to z oddaleniem się od głównej trasy, co z kolei utrudniało by dojazd 'naszej ekipy ratunkowej' tzn mojej mamy, do której mieliśmy notabene dojść pokonując całą trasę czyli do Nowego Miasta nad Pilicą. Stwierdziliśmy jednak, że nie ma sensu się mordować, bo miała być to przyjemność a nie szarpanie się z bólem. Dlatego mój mąż zadzwonił do mojej mamy i zapytał czy nie maja ochoty przyjechać na dobre lody do Białobrzegów :)

Mimo, że nie udało się nam przebyć całego szlaku i co prawda bardzo obolali, to jednak byliśmy zadowoleni z naszej wędrówki i pokonanych w sumie 27 km pięknej trasy.



Na szczęście przedłużony urlop nie został zmarnowany, ponieważ na działce u mojej mamy przy ładnej pogodzie można cudownie odpocząć. Tesla uwielbia tą 'psiolandię' gdzie jest pełny luz, swoboda i prywatny brzeg rzeki :)

Zdjęcia z dalszej części weekendu będziecie mogli zobaczyć w następnym poście :)





8 komentarzy:

  1. pozazdrościć i pogratulować samozaparcia i pokonania pięknej trasy... ale przyznam szczerze, że na nockę w namiocie na łące to ja bym się raczej nie zdecydowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znając swojego psa, podejrzewałam, że może się bać. Na szczęście na całą noc szczeknęła może 3/4 razy, więc nie było takiej zupełnej tragedii. Uważam, że takie doświadczenia wzbogacają osobowość czy to psa czy człowieka. Ja sama musiałam pokonać własne słabości i lęki.

      W kolejną wyprawę jednak będę się wybierać bez bagażu. Dźwiganie kilogramów odbiera przyjemność ze spaceru. Każdy uczy się na własnych błędach ;)

      Usuń
  2. Super! Piękne zdjęcia i przyjemnie się czyta o Waszej wyprawie. Jestem pod wrażeniem:)

    Bonzo o zmroku też zawsze szczeka i nasłuchuje i w sumie jak myślałam o wypadach z namiotem to mimo wszystko nie brałam tego jego zachowania pod uwagę, teraz będę mogła się mentalnie przygotować. A Tesla spała w przedsionku czy pod topikiem?

    Ah, no i genialne są te lokalne oranżady.

    BTW też mamy ten wkrętak do którego można przyczepić psa, ale niestety u nas przy większym pociągnięciu (np. widok piłeczki czy wiewiórki) skutecznie wyrywa się z ziemi :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tesla spała z nami w tropiku, który był zamknięty i dobrze bo raz próbowała uciec. Na szczęście po chwili udało mi się ją uspokoić. Była też przypięta linką, która przez szparkę wychodziła do przedsionka gdzie była przymocowana do wkręta.

      Tesli nie udało się go wyrwać z ziemi, ale to pewnie dzięki temu, że ją kontrolowałam. Gdyby się uparła to pewnie by wyciągnęła.

      Na kolejny tak długi spacer, planuję się uzbroić w lepszy sprzęt. Szukam jakiś dobrych szelek/uprzęży. Możecie coś polecić?

      Usuń
  3. A Tesla nie ciagnie w szelkach? Bo slyszałam że psom jakby łatwiej ciągnać w szelkach bo nie jest t dla nich takie nieprzyjemne.
    A co do orenżad, to moj mąż ma to samo: zawsze wyszukuje jakies napoje, czesto dziwne piwa, orenżady it. A z kumplami kupują czasem takie napoje w wielkich butlach, w strasznych fosforyzujących kolorach i mówia na to "akumulatory"... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w szelkach na pewno będzie ciągnąć, ale przy takiej wyprawie jest to pomocne :D

      chodzi mi o to, żeby przy długich dystansach było jej wygodniej

      Usuń
  4. Z tymi szelkami to nie jest oczywiste, że będzie ciągnąć - Bonzo i Fado w szelkach właśnie nie ciągną, za to na obroży tak.

    W kwestii wyboru szelek - na pewno guardy albo norwerskie. Z guardów pies nie może się wysmyknąć, za to norweskie można przypiąć po obu stronach psa na raz i w dodatku mają rączkę do przytrzymania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdopodobnie zdecyduję się na:
    http://juliusk9-sport.pl/szelki-k9-power-rozm-p-66.html

    wyglądają bardzo porządnie. Maja odblaski i możliwość przypięcia dodatkowych kieszeni :)

    OdpowiedzUsuń