środa, 29 lipca 2015

Jak trudno jest uratować psa


3 miesiące temu (w kwietniu) "doświadczyłam" pierwszej poważniejszej akcji ratowania rannego psa. Mieszkając w Warszawie nie raz zdarzało mi się dzwonić na straż miejską/eko patrol o zgłaszać szwendającego się bezpańskiego czworonoga. Tym razem jednak będąc na rodzinnej wiosce pomoc okazała się bardziej skomplikowana i trudna emocjonalnie. Piszę tego posta aby przybliżyć Wam historię CROSSa dla którego apelowałam o pomoc oraz również po to aby skomentować z czym się spotkałam podczas całego procesu niesienia ratunku dla tego psiaka.

12 kwietnia podczas porannego spaceru z Teslą, po okolicznym lesie (Wólka Ligęzowska k/Nowe Miasto n. Pilicą) zauważyliśmy psa, który leżał sobie spokojnie pod kapliczką. Gdy go minęliśmy okazało się, że zaczyna nas śledzić. Wydawał się łagodny, nie chcący zrobić nic złego. Pomyślałam - klasyczna sytuacja wiejski psiak, samiec zainteresował się zapachem naszej suczki. Z biegiem spaceru podchodził coraz bliżej i bliżej, delikatnie zaczepiając naszą Teslę do zabawy. Wtedy, po jego zachowaniu zorientowaliśmy się że to młody szczeniak się do nas przyczepił. Psiak był radosny, podskakiwał dookoła i uparł się, że dalej pójdzie z nami. Mimo, że przeszliśmy znów obok miejsca gdzie go spotkaliśmy pierwszy raz, to młodzieniec szedł za nami krok w krok i doszedł do samej bramy naszej posesji. Dopiero tam gdy podeszłam do niego sama bliżej, pilnując aby nie wbiegł przez uchyloną bramę zauważyłam, że pod szyją ma duże i głębokie rozcięcie. W tym momencie zaczęliśmy dyskutować, że rannego biedaka nie możemy tak zostawić.

Poszłam do domu aby mama podała mi numer do lokalnego weterynarza, ale okazało się, że akurat na ten weekend wyjechał na urlop i nie wiadomo kiedy wróci, a był to podobno jedyny w okolicy. Nowe Miasto to mała mieścina, w której nie ma oczywiście Straży Miejskiej, jest jedynie Policja, ale podobno nie ma szans aby zainteresowała się bezdomniakiem. Rozmawialiśmy, żeby może chociaż dać psu schronienie, jedzenie i wodę dopóki wet nie wróci. Niestety na naszej posesji są już dwa psy (Azjata i przygarnięty kundelek) i nie było by możliwości aby rozsądnie i bezpiecznie odseparować od siebie psy. Nie mój dom, nie mogłam naciskać. Przez cały ten czas ranny szczeniak siedział i czekał pod bramą. Na domiar złego za chwilę miałam wyjeżdżać i wracać do Warszawy (wraz z mężem, małym dzieckiem i naszą suką w bagażniku). Nawet nie było jak go zabrać aby podwieźć go do innego weta gdzieś dalej.

Czułam się okropnie, nie wiedząc jak mogę pomóc temu młodemu psu. Uzgodniłam z mężem, że on wyjedzie samochodem i podjedzie do kapliczki a ja na piechotę spróbuję odprowadzić psa w miejsce w którym go znaleźliśmy. Po drodze zrobiłam mu kilka zdjęć komórką, a gdy doszliśmy do krzyża wysypałam mu trochę Teslowych smaczków z saszetki aby zajął się jedzeniem jak my będziemy odjeżdżać. Gdy wsiadłam do samochodu, weszłam na facebooka i udostępniłam zdjęcia na forum grupy Zaginione/Znalezione zwierzęta - WARSZAWA i okolice (bo tylko taką znałam) i liczyłam na cud, że może ktoś zna kogoś z tej okolicy i będzie mógł jakkolwiek pomóc szczeniakowi. Obawiałam się jednak, że to zbyt odległa grupa i ogłoszenie nic nie pomoże. Wyszukałam inną Znalezione psy woj.mazowieckie ale aby dodać nowy post trzeba być jej członkiem. Zgłosiłam się i czekałam na przyjęcie. W między czasie natrafiłam na informacje z poradami jak należy postępować w przypadku znalezienia psa poza dużym miastem jak np. Warszawą.


CO POWINIENEŚ ZROBIĆ JEŚLI ZNALAZŁEŚ ZWIERZĘ NA OBCYM TERENIE NALEŻĄCYM DO INNEJ GMINY NIŻ TWOJE MIEJSCE ZAMIESZKANIA?

Powinieneś zadzwonić do właściwego terytorialnie  Urzędu Gminy, żeby wskazano Ci, kto powinien zaopiekować się zwierzęciem, zaś w nocy lub w dni świąteczne powinieneś zadzwonić do Straży Miejskiej/jeśli takowa funkcjonuje/lub na Policję. Nie ma możliwości żeby odmówiono pomocy, bowiem każda gmina ustawowo zobowiązana jest do rozwiązywania problemów bezdomności we własnym zakresie, bowiem otrzymuje na ten cel fundusze. Tak więc za pośrednictwem Policji czy innego organu – zwierzęciu powinna być udzielona pomoc medyczna i powinno być dostarczone do właściwej lecznicy lub schroniska – z którym gmina ma podpisaną umowę. Nie pozwól by Twoje zgłoszenie zignorowano, dopilnuj by zwierzęciu udzielono pomocy!!! Pamiętaj, że przewożąc zwierzę na teren innej gminy, niż miejsce znalezienia go – utrudniasz prawowitemu właścicielowi poszukiwania zguby a ponadto ze względu na rejonizację – narażasz zwierzę na nieprzyjęcie go do innej terytorialnie placówki, a siebie  na dodatkowe kłopoty.Schroniska nie mogą przyjmować zwierząt z innych terenów, bowiem powodowałoby to sztuczną migrację, a zatem nieprzewidywalne zagęszczenie owych placówek i obciążenie ich dodatkowymi kosztami – co wiąże się z pogorszeniem bytu ich miejscowych pensjonariuszy.


(źródło www.kundellos.pl)

...
[... Przypadek B: zwierze jest znalezione poza Zieloną Górą. Ustal jaka to Gmina i zgłoś jej zdarzenie. Każde znalezienie psa trzeba zgłosić Gminie, gmina zaś zgłasza to nam. Nasze schronisko współpracuje z 13 Gminami, z terenu których może przyjmować zwierzęta. Każde przyjęcie musi być potwierdzone przez Gminę, dlatego zawsze znajdując psa poza Zielona Górą trzeba dzwonić do odpowiedniego Urzędu Gminy. Jeśli jest to po godzinach pracy należy zgłosić ten fakt Straży Miejskiej/ Gminnej, tam poinstruują nas jak dalej postępować. Obowiązkiem Gminy jest reagować na takie zgłoszenia. Urzędnicy nie mogą nas zbyć, kazać psa wypuścić lub próbować zrzucić odpowiedzialność za znalezione zwierzę na osobę, która mu pomogła. Ważne jednak jest to, by wszystkie przypadki znalezienia zwierzaka zgłaszać od razu po nastąpieniu takiej sytuacji. 
Co, jeśli Gminy, na terenie której znalazłem psa nie ma na tej liście? Istnieje możliwość, że Gmina ma podpisaną umowę z innym schroniskiem niż Zielona Góra. Zgodnie z prawem każda Gmina musi mieć taką umowę zawartą. Należy zgłosić jej znalezienie psa i dopytać o procedurę działa w takim wypadku.
Kilka praktycznych informacji o Gminach:
- wiele Gmin prowadzi "kojce tymczasowe", gdzie przetrzymuje wyłapane na jej terenie zwierzęta. Niestety nie wszędzie warunki są dobre, w wielu miejscach są znacznie poniżej norm sanitarnych, psy są trzymane w tłoku i bez należytej opieki weterynaryjnej.
- wiele Gmin definiuje bezdomne zwierzęta jako "problem, który trzeba jakoś rozwiązać" i nie traktuje ich jak czujących istot... są też takie, które wiele obiecują swoim mieszkańcom, a odłowionego psa wypuszczają ponownie kilka kilometrów dalej.
- jeśli znalazłeś psa to zanim oddasz go do gminnego kojca sprawdź w jakie warunki idzie. Zapytaj gdzie możesz znaleźć ogłoszenia adopcyjne. Dowiedz się o zabiegi sterylizacji - ile ich przeprowadzono, kiedy, czy Gmina w ogóle to robi. Dopytaj o schronisko, do którego psy są oddawane: czy jest jakaś umowa? Jeśli nie to co robią z psami? Szukanie schroniska "na zlecenie" to po prostu szukanie najtańszej z możliwych opcji, więc zwierzęta trafiają do tzw. "mordowni". Dlatego dopytuj co Gmina ma zamiar zrobić z psem. Jeśli przekazać do schroniska - dobrze, ale jakiego, gdzie konkretnie i kiedy. Masz prawo wiedzieć takie rzeczy, to nie jest tajemnica. Wiadomo, że zawsze lepiej mieć wszystko na piśmie.
- jeśli urzędnik zbywa Cię, odmawia przyjęcia psa - zgłoś zdarzenie na piśmie. Będziesz miał podstawę by wnieść skargę, bo Gmina ma obowiązek reagować w takich sytuacjach. Bywają jednak ludzie, którzy zgłaszają, że znaleźli psa 2 lata temu... w takim wypadku są już jego właścicielami, czyli pies nie jest bezdomny.
- Chcesz dowiedzieć się jak Twoja Gmina pomaga bezdomnym zwierzętom? To bardzo proste. Wystarczy wejść na stronie Urzędu w zakładkę "BIP", odszukać "Program opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobieganiu bezdomności zwierząt na terenie Gminy... w roku ...(obecnym)" (taką Uchwałę ma obowiązek podjąć każda Gmina, do końca marca br. Jeśli w uchwale nie ma słowa o kojcach tymczasowych, nie ma też wymienionego konkretnego schroniska, z którym jest podpisana umowa a kwota na opiekę nad bezdomnymi zwierzętami jest podejrzanie niska (np. 5 tys. złotych - przecież pod opiekę Gminy często trafiają psy chore, wychudzone, po przejściach, a ich leczenie jest kosztowne; do tego dochodzą zapisane w uchwale sterylizacje, czasem chipowanie; a gdzie pieniądze na utrzymanie zwierząt w schronisku?)
- jeśli masz wątpliwości co do prawidłowych działań Gminy, jeśli widziałeś taki tymczasowy punkt lub chciałeś go zobaczyć, ale odmówiono Ci wstępu, jeśli coś wzbudziło u Ciebie podejrzenia - zgłoś to Stowarzyszeniu "Inicjatywa dla Zwierząt", sprawdzimy jak Gmina traktuje swoje bezdomne zwierzęta.
- bezdomne zwierzęta to jeden z najbardziej zaniedbywanych przez Gminy "obszarów", bo są pozbawione głosu i nie upomną się o swoje prawa. Mogą tylko liczyć na ludzi, którzy nie zawsze są im życzliwi. Wiele zależy od mieszkańców Gminy i tego, czy wymagają od władz, by zajęły się porządnie i zgodnie z prawem zwierzętami. ...]


(źródło: www.zielonagora.naszemiasto.pl)

(dodatkowe informacje: www.schronisko.pro)
...

Już następnego dnia rano (w poniedziałek) dostałam odzew na moje ogłoszenie i zobaczyłam, że zostało zorganizowane specjalne wydarzenie na FB (tu znajduję się cała szczegółowa historia akcji). Ucieszyłam się ogromnie, że jest jakaś szansa na pomoc! ... ale z godziny na godzinę zaczęło się robić już mniej radośnie i miło :/ ...

Padło kilka istotnych pytań o szczegóły, dokładną lokalizację, wyszukany namiary do innego weterynarza z okolicy, jakieś pomysły na jak tu przewieść psiaka do lecznicy, a za chwilę... wielka nagonka na mnie i ocenianie czemu pozostawiłam psa bez udzielenia mu pomocy (łącznie z wysyłaniem gróźb na priv). Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Zaczęto przekręcać moje informacje, np. to że pies ma poderżnięte gardło, a to nie ja tworzyłam wydarzenie i nadałam mu taki tytuł. Mój post mówił jedynie o tym, że pies ma na szyi dużą ranę ciętą. Usilnie domagano się do podania numeru kontaktowego do mojej mamy, która mieszka niedaleko ów miejsca. Zostałam pouczana co powinnam zrobić znajdując rannego psa oraz co może/powinna zrobić moja mama aby dać dom tymczasowy. To ja postanowiłam "pomóc" publikując ogłoszenie i nie zamierzałam obciążać mojej mamy, która mimo, że była na miejscu bo pracuje z domu, to jest zajęta swoimi obowiązkami i klientami, nie chciałam aby była dręczona telefonami od obcych osób robiących taki dym i zamieszanie. Jedyne co to wyprosiłam ją aby przeszła się pod kapliczkę zobaczyć czy psiak nadal tam jest i ewentualnie zaniosła mu trochę wody i coś do zjedzenia (co oczywiście zrobiła). Próbowałam też negocjować z mamą aby zorganizować jakiś tymczasowy kojec do momentu aż wet nie przyjedzie albo ktoś inny nie zgłosi się aby go odwieźć do lecznicy, jednak mama nie była w stanie zapewnić na szybko odpowiednich i bezpiecznych warunków, odseparowanych od psów na posesji aby przetrzymać bidaka.

Czułam się naprawdę bezsilna będąc wtedy ponad 100 km od miejsca zdarzenia i nie mogąc nawet spróbować robić coś więcej np. usiąść do komputera i wykonać trochę telefonów. Fakt - nie byłam wtedy w pracy, ale starałam jak mogłam się śledzić na bieżąco nowe posty w wydarzeniu, zerkając kątem oka i jednocześnie drugą ręką musiałam wciąż pilnować swego synka, który właśnie zaczynał raczkować i co chwile wspinał się na jakiś mebel. Przez telefon też nie byłam w stanie swobodnie rozmawiać mając u boku gadające dziecko. Zgodziłam się ujawnić swój nr prywatny bo czułam się zobowiązana udzielić wszelkich informacji jakie znałam i pomoc na tyle ile to w mojej mocy. Jednak tłumaczenie się dlaczego moja mama nie może zrobić nic więcej i dlaczego mój synek jest aż tak absorbujący było naprawdę bardzo niezręczne....

Apelowałam aby skończyć z tymi pouczeniami, kto co powinien i żeby skupić się na realnej pomocy na tyle ile kto może, aby nie zaśmiecać dyskusji tylko działać konkretnie... Rozumiem, że trzeba było działać szybko i pisanie na forach może wkradać się pewne nieporozumienia, ale co innego jest doprecyzowanie niejasnych faktów a co innego mówienie mi co ja mogę i co powinnam. Odpisywałam, że każdy taki mądry, który włączył się w akcję, może tak samo niby wsiąść samochód, pojechać na miejsce i pomóc "jak należy". Już traciłam cierpliwość, siły i dalszą chęć do działania, już chciałam się poddać. Na szczęście, po tym całym jadzie, którym zostałam opluta, pojawiły się również osoby, które zaczęły rzeczywiście i skutecznie pomagać. Udało się ściągnąć weta, który go zgodził się go opatrzyć. Przy pomocy mojej mamy i znajomemu podano mu tzw. "głupiego Jasia" i zabrano do lecznicy, gdzie dostał schronienie na kilka dni. Rana została opatrzona, zszyta i podleczona antybiotykiem.


Niecałe dwa dni później udało mi się znów przyjechać na wioskę. Skontaktowałam się z weterynarzem, podjechałam zobaczyć w jakim stanie jest pies i podjęłam się zrobienia nowych zdjęć i krótkiego filmiku, który miał pomóc w szukaniu nowego domu dla CROSSa (imię od krzyża pod którym leżał). W między czasie wraz z dobrymi duszami z FB zaczęliśmy szukać DT dla psa ponieważ wet z Nowego Miasta zgodził się przetrzymanie w lecznicy tylko przez kilka dni. Udało się! W Warszawie zgłosiła się kobieta chcąca przyjąć na tymczas CROSSa. Ułożyło się też tak, że w piątek 18 kwietnia miałam wykonać kurs do Warszawy i z powrotem (sama, pustym autem!). Ktoś już oferował pomoc i chciał przetransportować psa, ale trzeba byłoby zwrócić koszty za paliwo, a w pieniążkach zebranych ze zbiórki liczyła się każda złotówka. Nie mogłam nie wykorzystać okazji i nie pomóc kiedy faktycznie mogę. Zdeklarowałam się, że przywiozę CROSSa na własny koszt. Sprezentowałam mu szelki, (obroża nie wchodziła w grę) i założyłam pieniążki chwilowo na opłacenie rachunku od weterynarza. W Warszawie przekazałam szczeniaka dziewczynom, które zorganizowały DT i podjęły się dalszej pomocy w kontynuacji leczenia CROSSa. Jedną z nich jest Łucja, która wykonała naprawdę kawał dobrej roboty, głównie siedząc całymi dniami na telefonie i szukanie pomocy skąd się da. To ona głównie woziła psa po weterynarzach, załatwiała darmowe czipowanie i późniejszą kastrację, doprowadziła CROSSa do znacznie lepszej kondycji zdrowotnej oraz gdy przyszła taka konieczność przewoziła z jednego DT do kolejnego. Od razu widać, że działa w takich akcjach od dawna, ma kontakty z fundacjami, zna lekarzy czy różne DT. Poświęca większość swojego czasu na ratowanie m czworonogów, a skąd bierze na to siłę i przede wszystkim czas nie miałam odwagi jej szczerze o to dopytać. Jestem jej niezmiernie wdzięczna za to co zrobiła dla CROSSa.

CROSS to młody, radosny, przesympatyczny psiak i byłam przekonana, że ma duże szanse na znalezienie nowego domu! Gdy tylko puściłam plakat z ogłoszeniem, mnóstwo osób włączyło się w udostępnianie na swoich profilach. W mgnieniu oka rozdzwoniły się telefony, głównie z powodu wyjątkowej urody tego psa. CROSS to młodziutki, niezwykły pies, który skradł już nie jedno ludzkie serce. Jednak wszystkie osoby zaangażowane w szukanie mu nowego domu, jednogłośnie stwierdziły, że dla takiego energicznego czworonoga, który szybko się uczy, potrzeba przede wszystkim właściciela, który będzie mógł mu poświęcić dużo swojego czasu i zapewni mu odpowiednią stymulację (pracę umysłową). Już w niecały miesiąc! znalazło się 3 godnych zainteresowania przyzwoitych właścicieli. Finalnie CROSS nie musiał przeprowadzać się gdzieś daleko, bo właśnie w Warszawie znalazł się dla niego odpowiedni i kochający nowy właściciel!!!

...

Znalezienie nowego domu dla CROSSa poszło dość gładko i sprawnie porównując do innych psów czekających na swoją szansę już wiele lat i koczujących w schroniskach. Chyle czoła wszystkim wolontariuszom pomagającym w tych niezwykle trudnych i ciężkich przypadkach oraz ludziom którzy aktywnie i na co dzień ratują bezdomniaki. Jest to niezwykle stresujące i wycieńczające zajęcie!

To doświadczenie pokazało mi jaką wielką siłę ma moc internetu/facebooka. Za równo w niepohamowanym hejcie odważnych jedynie w słowie kretynów oraz niesamowitych ludzi faktycznie chcących nieść pomoc, bezinteresownie poświęcających swój czas i niekiedy pieniądze aby pomóc zwierzęciu w potrzebie.

Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się w znalezieniu nowego domu dla CROSSa! 

Chrupek (d. Cross) wraz z nowym właścicielem (fot. archiwum prywatne M. Jaworski)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz