czwartek, 30 maja 2013

warsztaty "Najpierw wytresuj kurczaka" (by Ola)

Lokalizacja: Rancho "Stokrotka", Jarków, Lewin Kłodzki
fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas
Reakcje znajomych na wiadomość, że wybieram się na to szkolenie można podzielić na dwa rodzaje:
'psiarze': "Jedziesz do Jarkowa?!? Wow! Zazdroszczę!"...
'niepsiarze': "... że co?!?!?!?!, jak to będziesz tresować kurczaki?!?!?!"

O tym niezwykłych warsztatach usłyszałam pierwszy raz około rok temu, jednak dopiero w maju tego roku udało mi się wziąć w nich udział. Bardzo chciałam pojechać z Anią w zeszłym roku w sierpniu (Post Ani), ale w tym czasie zaplanowałam kosztowną sterylizację i prześwietlenie Tesli i niestety mogłam sobie pozwolić na kolejny wydatek.

Ale kilka miesięcy później udało się i zarezerwowałam wolny termin! :)

Na 10 dni przed planowanym wyjazdem, dostaliśmy e-maila z informacjami techniczno-organizacyjnymi oraz kontakty do pozostałych uczestników co dało nam możliwość na zorganizowanie ewentualnego wspólnego transportu. Po wymianie kilku e-maili został zaplanowany rozsądny i ekonomiczny plan podróży: Wraz z nowo-poznaną koleżanką - Agnieszką wyruszyłyśmy Polskim Busem z Warszawy do Wrocławia (30 zł), a gdzie następnie dołączyła do nas Kasia, z którą pojechałyśmy wspólnie PKSem do Lewina Kłodzkiego (25 zł). Łącznie 9h jazdy (około 472 km) za jedyne 55 zł :)

Gdy dotarłyśmy do Lewina, Agnieszka zadzwoniła do Kuby (organizatora), który przyjechał po nas samochodem i zabrał do Jarkowa, które jest oddalone mniej więcej 2 km od miasta.

Rancho "Stokrotka" jest skromnym ale niezwykle przeuroczym miejscem. Na gospodarstwie oprócz kurczaków oczywiście można spotkać takie zwierzątka jak: konie, psy, koty, świnki morskie oraz prawdziwa gwiazda podwórka - "Żywiec" świnka peruwiańska :)

fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas






Niedługo po naszym przyjeździe na rancho dojechali pozostała 5-tka kursantów. Mieliśmy chwilę czasu na mały odpoczynek i zapoznanie się, a wieczorem czekały nas pierwsze zajęcia teoretyczne.

Plastikowe pudełeczko z blaszką w środku - czyli tzw. kliker znany jest wśród osób tresujących psy od kilku lat, a ostatnimi czasy zrobił się niezwykle modny. Jednak jak to bywa z modnymi rzeczami, często bywają wykorzystywane niepoprawnie oraz dają inny niż oczekujemy efekt. Konstrukcja i zasada działania tego urządzenia jest bardzo prosta, ale umiejętność jego prawidłowego użycia jest już zdecydowanie bardziej złożona i wymaga niezwykłej precyzji.

Słuchając wykładów wszystko wydaje się jasne i proste, jednak podczas zajęć praktycznych w kurniku miałam okazję przekonać się jak trudno jest ów metodę szkoleniową trudno wprowadzić w życie. Spodziewałam się, że moje główne błędy będą wynikały z problemu z timingiem (refleksem) i tak było, ale jak się później okazało, brak postępu w uczeniu kury spowodowany był również brakiem dokładnie opracowanego planu pracy.




fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas

fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas

fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas

fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas

Kolejne zajęcia w kurniku były bardzo owocne i pozwoliły mi dokładniej zgłębić sposób nauki poprzez jakim jest kształtowanie zachowań. Uświadomiły mi one m.in. jak istotne jest stosowanie metody małych kroczków oraz skrupulatna obserwacja zwierzęcia.

Tak naprawdę... długo było by jeszcze pisać czego wartościowego dowiedziałam się na temat pracy z klikerem, a także o sobie samej. Na pewno trening był bardzo pomocny i teraz dokładnie wiem nad czym powinnam popracować i co jeszcze muszę poprawić.

W ciągu dnia musieliśmy się mocno skupiać, a podczas przerw maksymalnie relaksować i WYŁĄCZNIE relaksować! To co zdarzyło się w kurniku musiało zostać w kurniku lub chociaż poczekać do wieczora. Bowiem gdy kończyliśmy wszystkie sesje przychodził czas na zasłużony odpoczynek. A dzięki temu, że pogoda nam sprzyjała mogliśmy siedzieć długo na zewnątrz, żartować, śmiać się i rozmawiać do woli przy ognisku :) Miałam ogromne szczęście, że mogłam trafić na tak ciekawą i sympatyczną ekipę. Większość osób ma już wieloletnie doświadczenie w różnorodnej pracy z psami, co nie omieszkałam nie wykorzystać i upierdliwie męczyłam wszystkich dociekliwymi i niekończącymi się pytaniami :) Bardzo miło będę wspominać ten czas.

fot. Katarzyna Skoczylas

fot. Małgosia Waczyńska / Katarzyna Skoczylas


A wracając do relaksowania... to muszę przyznać, że poza fantastycznym szkoleniem wyjazd do Jarkowa dał mi jeszcze jedną cenną rzecz. Prawdziwy i pełny odpoczynek od miasta!!! W Warszawie jest wiele fajnych miejsc gdzie można pójść na spacer. Jednak tylko na wsi można upajać się takim spokojem, śpiewem ptaków czy kojącym szumem drzew. Gdy tylko mieliśmy chwilę przerwy siadałam sobie na podwórku i cieszyłam się świeżym powietrzem, albo razem z Agnieszką spacerowałyśmy i podziwiałyśmy niezwykle piękną okolicę. BAJKA!!! Były to tylko 5 dni, ale miejsce zauroczyło mnie niesamowicie. Naprawdę było mi wyjątkowo ciężko aby wrócić do miejskiej rzeczywistości :)





Co prawda warsztaty skończyły się w niedziele po 15:00, ale ostatni 'rozsądny' Polski Bus odjeżdżał z Wrocławia o 17:00 i praktycznie nie byłoby szans się na niego wyrobić bez urywania się wcześniej z zajęć. Mogłam co prawda wrócić wieczornym pociągiem (140 zł), ale w Warszawie byłabym nad ranem i tak czy inaczej byłabym do niczego w pracy. Dlatego Agnieszka jeszcze przed przyjazdem do Jarkowa zaproponowała, żebyśmy zostały do poniedziałku i wróciły do Warszawy na spokojnie. Kuba bez problemu się zgodził na dodatkowy nocleg. Wyprosiłam w pracy jeszcze jeden dzień urlopu i przedłużyłam pobyt w Jarkowie. W niedzielę, gdy już pozostali kursanci się spakowali przyszedł czas aby się pożegnać,... a ja z Agnieszką???... poszłyśmy oczywiście na kolejny spacer :)  

fot. Jakub Gołąb


Następnego dnia wstałyśmy sobie na spokojnie, zjadłyśmy śniadanie, spakowałyśmy bagaż, pożegnałyśmy się z Kubą, jego żoną Małgosią i przeszłyśmy sobie pieszo do Lewina na PKS. Do miasteczka dotarłyśmy około 20 min przed planowany przyjazdem autobusu, który miał kilka minut opóźnienia. Gdy w końcu pojawił się na horyzoncie, zebrałyśmy torby i skierowałyśmy się na przystanek. Jednak kierowca się nie zatrzymał, tylko spojrzał czy ktoś czeka na przystanku i nawet się nie zatrzymał. Zaczęłyśmy biec za nim i krzycząc wymachiwałyśmy rękami. Zatrzymał się! ... Na szczęście! Gdybyśmy go przegapiły to jadąc następnym nie miałybyśmy szans aby zdążyć przed 15:00, o której wyjeżdżał Polski Bus z Wrocławia :)

...

Bardzo się cieszę, że mogłam przeżyć tą wyjątkowa przygodę. Wiele się nauczyłam i zaczęłam zupełnie inaczej postrzegać szkolenie zwierząt. Przede mną wiele pracy, wzlotów i upadków. Najważniejsze aby utrzymać progres i cały czas się uczyć :)

Tych warsztatów nie da się opowiedzieć - to trzeba przeżyć!


5 komentarzy:

  1. Zazdroszczę i cieszę się z opisane relacji! :) Też chciałam się na nie wybrać niestety aktualny termin mi nie pasuje. Mam nadzieję, że pojawią się warsztaty jeszcze w wakacje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jedynie tylko we wrześniu jeszcze będzie szansa. Polecam! :)

      Usuń
  2. Wszystko jasne to dlatego Tesla była u Hebana!!! Olu super, że ciągle poszerzasz swoją wiedzę!!! Tesla ma szczęście że trafiła do tak odpowiedzialnej Pani Oli....

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci Ola tych warsztatów, same opowieści brzmią zachęcająco a na żywo, podejrzewam to jest inna bajka. :) Sama będę się musiała kiedyś na nie wybrać.

    OdpowiedzUsuń